-7.0
pociąg sypialny kopenhaga-berlin okazał się byc wypełniony głównie osobami szwedzkojęzycznymi.
najstarszy z moich towarzyszy znał słowa takie jak 'niebo', 'spotkanie', 'teatr', 'kolacja'. i olsztyn.
wysiedliśmy na głównym dworcu około 4.40. rano. ogromna choinka, ogromna, błyszczy na środku hali,
ale poza nią niewiele jest tam ciekawych punktów o takiej porze. najpierw bilet do domu. mam czas do 8.
dobrze. czas więc wsiąść w metro i odwiedzić ulubione miejsca. ach, przecież nie byłam tu już ponad rok!
dobrze, jest ciemno, w metrze są jakies 3 osoby, nikogo na peronach, niczego dookoła. czas uciekac.
i czemu tu tak strasznie, i czemu tu tak brudno. metro w stronę warszawskiej? chyba niezbyt mądrze.
ale chcę przejechać nad rzeką, chcę! och, a może wysiądę na śląskiej, pójdę na piechotę,
przecież nie może być tam tak strasznie.
już po piątej, czas na śniadanie. niemieckiego zostało mi na tyle, by kupić pyszną świeżą bagietkę.
wszystkie bary pełne szybkiej obcej kuchni są o dziwo otwarte.
i to wszystko, jeśli chodzi o uliczne życie po piątej rano.
ciemno. brudno. czy w tych kamienicach w ogóle ktoś mieszka? gdzie ja jestem?
jak tu strasznie, czas wracac. nie, nie odważyłam się przejść ciemnym mostem nad mroczną o tej porze rzeką.
jeszcze tylko tradycyjnie, fotoautomat na warszawskiej, kilka innych ulubionych miejsc i do domu, idealnie.
w metrze nie jest już tak pusto, zaczynia świtać. a im dalej od berlina, tym więcej śniegu.
dużo przecinków, dużo wykrzykników, dużo znaków zapytania
ReplyDelete