wakacje. opowieść piąta
brakujące części opowieści pojawią się w swoim czasie.
z islandią jest niestety tak, że (prawdopodobnie) gdy raz ją się zobaczy,
mało które miejsce zrobi już wrażenie. wszystko jest wielkie, przytłaczające,
wszędzie tak jak na pocztówkach - biegają owce, konie, między zielonymi wzgórzami
widać co chwilę wodospady, w oddali wulkany. można wbiec na lodowiec i spoglądać z niego na ocean,
można stać na czarnej plaży i oglądać siedzące w oddali foki.
można zobaczyć słabą zorzę polarną nawet w centrum reykjaviku.
mało które miejsce zrobi już wrażenie. wszystko jest wielkie, przytłaczające,
wszędzie tak jak na pocztówkach - biegają owce, konie, między zielonymi wzgórzami
widać co chwilę wodospady, w oddali wulkany. można wbiec na lodowiec i spoglądać z niego na ocean,
można stać na czarnej plaży i oglądać siedzące w oddali foki.
można zobaczyć słabą zorzę polarną nawet w centrum reykjaviku.
najśmieszniejsze, że po kilku latach marzeń okazało się,
że bilet na samolot można zarezerwować w kilka minut,
i cała ta magiczna wyspa wcale nie jest tak daleka.
warto, bo sigur rós brzmi jakoś tak inaczej,
słuchane w mknącym między zielonymi pustkowiami samochodzie.
0 komentarze: