daleko, dalej, wakacje. opowieść pierwsza.
według mapy, w przybliżonej linii przemierzyliśmy jakieś 8590 km.
mały skrawek europy i 600 km wgłąb afryki.
ciężkie plecaki, namiot, couchsurfing, hitchhiking, interrail.
poza radością trochę stresu. pociągi zza zachodniej granicy jeżdżą trzy
razy szybciej niż nasze, ale nie zawsze łatwo jest do nich wsiąść.
berlin piękny jak zwykle. niemcy grają w mistrzostwach, młodzi berlińczycy piją dużo alkoholu na ulicach.
wsiadamy do pociągu w stronę paris est. w połowie drogi konduktor ogłasza, że niemcy przegrali.
budzę się w paryżu i pierwsze co widzę to sacre coeur. nie na długo.
biegniemy na inny dworzec, czekamy na pociąg, jedziemy na zachód.
finistere. tam naprawdę kończy się ziemia.
deszcz pada często. przewodniki się nie myliły. nasz deszcz padał nocami.
w ciągu dnia było portowe miasteczko, wielkie klify, wrzosowiska, wielkie plaże,
ludzie grający w boule, pyszne crêpes - w oryginale krampouezhenn, moules
i oczywiście bagietki .
bo francuzi nie wytrzymaliby bez wina i bagietek.
ach, zapomniałabym - ocean jest wielki, głośny i zimny!
O- C'est - An! Prawie jak Ocean! Oceanu zazdroszczę! Za Berlinem tęsknię... Afryka? hmm...
ReplyDelete