13.0 przewaga chmur

1:34 AM anna m. 0 Comments































Isle of Skye

tu zaczął się ten najprzyjemniejszy fragment podróży,
zupełnie niezaplanowany, nieprzemyślany, nieśpieszny

oczywiście w ręku mieliśmy wielki przewodnik po skye i hebrydach
ale jak w mało którym przypadku zupełnie nie umiałam sobie jej wyobrazić.
wiedzieliśmy gdzie dopłyniemy, i że zupełnie nic tam nie będzie
wiedzieliśmy, że gdzieś na środku wyspy jest większe miasto
gdzie krzyżują się wszelkie trasy autobusów,
i wiedzieliśmy też skąd odpłyniemy na dalsze hebrydy.

jak się okazało skye z jednej strony wcale nie jest taka duża,
i trudno jest zdążyć nawiązać dłuższą dyskusję z kimś kto cię podwozi,
ale jest też na tyle wielka i przytłaczająca, żeby poczuć się niesamowicie malutkim
stojąc samemu wśród wzgórz, gór, klifów i zupełnej ciszy.

na zdjęciach nasz pierwszy wieczór, camping sligachan, tuż pod górami
miejsce dużo piękniejsze niż na zdjęciach, idealne na wyprawy po okolicy
ale także - jak to niesamowicie trafnie ujął lonely planet - magnes na midge.
cóż. nasza pierwsza noc i najbardziej ekstremalne z nimi spotkanie.
przewodniki nie kłamały. sławne insekty rzeczywiście istnieją,
rzeczywiście atakują i ledwo pozwalają wynurzyć się z wieczorami namiotu.
z drugiej strony chyba jednak dobrze zacząć od takiego miejsca,
wszystkie napotkane później były już dużo łagodniejsze
(choć wyposażyliśmy się też w silniejsze środki odstraszające). :)


sligachan.
our first night on skye. 
we weren't planning on going there, 
but it turned out to be one of the most 
beautiful campsites we stayed on. 

except for the fact that it is
- as lonely planet puts it - 'a magnet for midges' 
but of course we opened our guidebook when we 
already had got so so terribly bitten 
by those truly evil insects  ;)

0 komentarze: